W parku


Tak, szedł tędy, wczoraj a może dziś rano, nie pamiętam,
jęknęła znużona alejka - staruszka powykręcana artretyzmem
korzeni stuletnich dębów uczepionych jej pobocza.

Z pewnością oparł się ciężko o moją poręcz, gdy wychylał się
nad wodę stawu robiąc zdjęcia dzikim kaczkom,
przypomniał sobie mały mosteczek z kutymi ozdobnie barierkami.

Oczywiście, że tu był, jeszcze nie rozprostowałam wszystkich łodyżek
westchnęła zielona trawa. Siedział długo wpatrując się w konary lip i kasztanów,
a przecież wiadomo, że drzewne gobliny nie mieszkają w naszym parku.

Słyszałam wszystko dokładnie, paplała gorączkowo ławka uszczęśliwiona,
że ktoś ją pyta. Kiedy zrobiło się chłodno w końcu przysiadł tutaj, czekał chmurny,
aż nadeszła spóźniona tamta dziewczyna i przepraszała. Mówiła, że kocha,
chrząknęła wstydliwie żółta ławeczka, bardzo, bardzo. I się pocałowali, szepnęła.

Nie mogę spełnić twojej prośby, odrzekł stanowczo wiatr.
Nawet jeśli będziecie szli tą samą alejką, w tym samym czasie nie zaniosę twego wołania 
do jego uszu.
Ptaki, które są bliżej nieba dowiedziały się, że nie jesteś mu przeznaczona.
Ale park jest otwarty dla wszystkich, więc wiesz już, że był tu przed chwilą. 
 
<magenta>





Pokora


Jak drzewo  co obsypie gałęzie kwiatami
w tej chwili a nie innej,
jak krótka podróż owocu kasztanowca
z zielonego kokonu na twardą ziemię,
jak znieruchomiałe lodem stawy i jeziora
jeszcze wczoraj szemrzące falą pod ręką wiatru.

Tak nadchodzi godzina, gdy
drzewo tańczy na białym weselu ,
ziemia przyjmuje owoc, woda odpoczywa.

Ten sam czas sprawiedliwy
Razem nas nigdy nie posadził przy stole
uczty obfitej zwanej życiem.
Głodna miłość
Z serca jednego zrodzona
przy drugim, martwym tkwiąc w żalu
Sczezła nim rozkwitła.

Zdumiona śmiercią uczy się pokory
od kwiatu, drzewa, jeziora,
a potem wróci odmieniona do domu
w czasie, w godzinie, gdy nadejdzie pora.
                                                              
< magenta>