Noc

Dokąd zaszliśmy w gęstwinie czarnej ciszy,
w której niedopałek papierosa zdradził niezręczność chwili zapomnianej przez księżyc
i wszystkich bogów świata. 
Zdani tylko na własny wybór bez szans odwrotu, 
aby nie stracić lisiej przebiegłości i wilczego apetytu na łatwą zdobycz
błądzimy nonszalancko po swych ciałach obdartych z miłości. 
Niespiesznie, z osobna dążymy  na własne nirwany
wybuchającymi w brzuchu fajerwerkami zimnych ogni. 
Lgniemy w siebie ustami szukając niecierpliwie łzy
jakby miała obmyć lepki od ciężkiego oddechu grzech samotności. 
Krótki krzyk uśmierconej na sekundy rozpaczy tnie dreszczem skórę
i urywa się nagle w czerwonej satynie poduszki. 
W otwartej na powrót świadomości pozwalamy z siłą ślepego giganta 
zdusić westchnienia duszy, 
by w girlandach słów ukwiecić tron dla władcy Ego. 



Chwila

Nie rań go słowem kolorowym i lekkim
przecież "słowo leci ptakiem a wraca kamieniem".
Nie odtrącaj maciupeńką nauczką
za niepodaną w porę słodycz ust.
Nie zabijaj prawymi regułami nieznoszącej sprzeciwu wiedzy.
Spróbuj 
dojrzeć jasność skrzydeł w których schowało się słońce by cię nie oślepić.

Aniołowie czasami mają oczy szaro-niebieskie i milczą
purpurowo-złotym końcem dnia na tafli jeziora.