W pubie dla singli


       Nagie świece w prostych lichtarzach wątłym światłem zaglądają w zmęczone oczy dawnych kochanków jak latarnie, które nikomu już nie wskazują drogi, dzielą stół na pół. 
Trzydzieścioro za drewnianymi ławami tułaczy bez kompasu, ratunkowej kamizelki i mapy oceanu własnego życia kurczowo zaciskają dłonie na burcie przeszłości. Żeglarze bez patentu na pytanie co dalej?
Zdradzeni niegdysiejsi mężowie wciśnięci w garnitury lepszych czasów i czyjeś kiedyś żony udekorowane sukienkami na obfitych ciałach naznaczonych zwiędłymi pocałunkami. Purpurowo-karminowe usta starych panien ograniczone bruzdami czasu, na których każdy dzień wgryza się głębiej w mleczną przeszłość młodości. Wielkie, bezbronne brzuchy starych kawalerów wymoszczone w fotelu strachu między zimną kuchnią a pustym pokojem. 
Za stołami łupinkami leniwie kołyszącymi się na mieliźnie utraconego bezpieczeństwa dnia codziennego z gderaniem starej matki, śmiechem dzieci, łaszącym się do nóg kotem – trzydzieścioro samotnych o smutnych twarzach. Przed nimi w przejrzystych kuflach magiczny napój zapomnienia siebie, świata, myśli. Przepasany białą płachtą szaman krąży wokół od jednego do drugiego trzymając w dłoniach wielki, srebrny dzban dolewając napój z szeptanymi słowami rytuału. Gasną z każdą chwilą oczy nieszczęśników. 
Odpływają po kolei do swoich rajskich zakątków, gdzie znów są tym kim chcieli być. Brodzą po łące przyszłych czynów, wołają imię ukochane, prężą piersi, wykrzykują radośnie słowa niemodnej piosenki. Magia działa, jeszcze moment, chwilę… 
Nagle cichnie za stołami.
Zwieszone głowy, bezwstydne łzy, puste spojrzenia przecinają powietrze od ściany do ściany przesiąkniętego dymem przytułku dla samotnych. Już czas opuścić drewnianą łupinę.
W drzwiach do szarzejącego, mdławego dnia żegnani są dobrą wróżbą - 'nie wrócisz tu już nigdy więcej'.
Nie wracaj, nie wracaj, nie wracaj…


2006, 2012.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz