Dotyk



Jeśli tylko z dni byłbyś, to od śmierci dzieli mnie ich parę
 A ty z nocy jesteś, ze snów.
Noce dały obietnicę życia tego i następnych ciepłym gniazdem umoszczonym na ramieniu tuż nad bijącym sercem. W nim mogę spokojnie położyć głowę mając oczy swoje w źrenicach twoich oczu. 
Dłonie  troskliwie zagarniają nasze ciała spokojnie, blisko. 
Cisza otula nas ciepłem, słychać wyznanie jak pierwsze słowo dziecka ufnego. Do ucha schowanego za puklem jasnych włosów rozrzuconych miękką falą na błękitnej poduszce-stateczku, którym popłyniemy powoli w stronę nieznanego jeszcze oceanu. 
Dwaj kapitanowie własnego życia, a teraz dla tej chwili majtkowie w swoim dziewiczym rejsie.
Łagodnie, na fali wznoszącej ku niebu płyniemy w rytm oddechu jak młody ptak w pierwszym locie ku przestrzeni, ostrożnie. 
Uważaj na swoje jeszcze słabe skrzydła, daj im chwilę na zmężnienie. Ogarnij mnie mocniej rękoma.
Lećmy bez słów do jasności poranka w aksamitny rdzeń naszych serc.


















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz