Początek

początek...


Wzięłam od marcowego wiatru kilka garści ciepłego podmuchu, od słowika słodką pieśń z miododajnej akcji, od hojnej łąki pachnące stokrotkami siano. 
Wymościłam kołyskę. Złapałam melodie dud, harfy, bodhranu i skrzypiec, zamknęłam je w butelce na wieczorne karmienie cichą kołysanką. Z zielono-czerwonego tartanu uszyłam ci koszulkę a z mocnego, białego płótna pod głowę poduszkę, wypełniłam ją tatarakiem i wodnymi liliami.
Ukłoniłam się nisko dobrym wróżkom, zaprosiłam je w krąg do kołyski. Przyniosły ci zdrowie, wiarę, odwagę, siłę, wrażliwość i talent.
I oto Jesteś. 
Z mgły, przeczucia, szeptu, snu. Z wiatru, burzy, deszczu, śniegu. Z kwiatów, trawy, drzew, kamieni. Z wody, stawu, morza, z głębin i mielizn. Z rosy, powietrza, nieba i z gwiazd.
Z obrazów mistrza, pieśni poety, z cudów wyrytych na sercu jednym spojrzeniem.
Srebrną nicią babiego lata wiatr roznosi twoje imię i zaczepia na każdej słomce leśnej trawy, listku, ziarnku piasku, promieniu słońca.  
I tylko oczu twoich brakuje żebym mogła się w nich przejrzeć.


                                                     


Zdjęcie

       Siedzimy na skarpie oparte plecami o pnie brzóz. 
Pod nami tafla stawu otoczona z trzech stron niemłodym lasem. Granatowa woda w długim cieniu drzew kołysze spokojnie ptakami, które nurkują raz po raz za pożywieniem i podrywają się zaraz do lotu na drugi brzeg. 
W słonecznym miejscu staw srebrzy się, migoce i rozświetla iskierkami promieni drgającymi wesoło na marszczonej lekko wodzie. 
Z gęstych szuwarów niemal nieruchomych z braku wiatru dolatują głosy ptaków i żab.
Na długim, wyszczerbionym, drewnianym pomoście siedzi samotnie wędkarz z siną chmurką dymu z papierosa nad głową. 
Słychać odgłosu lasu - daleko gdzieś kukułki i dzięcioła.
Babcia wyciąga z lnianej siatki owoce. Obiera gruszkę z zielonej skórki i kawałkami tnąc biały miąższ podaje mi do ręki. Gruszka jest słodka i miękka, jej sok spływa cienkimi strużkami po moich palcach. Oblizuję wnętrze dłoni  z lepkiego soku.
Śmiejemy się obie równocześnie. Po chwili zaczyna piosenkę, woda niesie ją na drugą stronę. Ciemny szpaler drzew odbija echem i zawraca stłumioną przez mgłę podnoszącą się z wolna od lasu
Wyszukując najłagodniejszego miejsca schodzimy na koniec ze skarpy na wąski pas chłodnej, pachnącej tatarakiem wilgotnej ziemi tuż, przy niskim brzegu. Zanurzam ręce w przejrzystą, ciepłą wodę obmywając je z owocowej uczty. 
     Zdjęcie jeziora przypomina tę chwilę zatrzymaną w kadrze pamięci na zawsze.