Znalazłam staw, w jego miękkiej bezpiecznej
wodzie ugasiłam żar ciała, lecz zaraz chłód przeszył me serce, a grząskie dno
wciągało w błotnistą czeluść. Odeszłam.
Potem zabłądziłam nad jezioro. Na jego brzegu siedziała
śliczna dziewczyna, jej długie rude włosy rozczesywał wiatr. Wybierała z wody
różowe opale, błękitne szafiry . Przypatrywała im się chwilę a potem wrzucała z
powrotem w głębinę. Pozwoliła mi potrzymać na dłoni jeden z nich, w jego doskonałym szlifie odbijały się
dziesiątki czystych słońc. Zostały na drobnych falach wody do której go wyrzuciła.
Odejdź, rzekła, żaden z nich nie należy do ciebie a z mojej
woli również nie do mnie. Czego szukasz? Zwykłego kamienia, odrzekła, który nie
omami oczu ani nie zaślepi żądzą. Którego można położyć pod głowę jak puchową
poduszkę, na którym można przysiąść by odpocząć w drodze, którym można rozbić
orzech gdy przyjdzie głód, którym można zaprzeć drzwi przed zimowym wiatrem,
którego nikt nie będzie chciał skraść.
Podniosłam z ziemi leżący u mych stóp kamień. Popatrz, tu jest ich
wiele. Położyłam go na dłoni Pięknej, w tej chwili zamienił się w perłę.
Zajrzyj do mego serca a znajdziesz to, czego szukasz, lecz moje usta milczały. Ruszyłam dalej. W
długiej wędrówce raniłam bose stopy na drodze, gubiłam kierunki, szukałam.
Kryształowo czystego źródła wody zapomnienia, którą można by przemyć oczy zmęczone światłem najpiękniejszego
klejnotu uwięzionego w lodowej górze, milczącej i niedostępnej. Rubinowy kamień
odbijający w jej wnętrzu światło słońca i księżyca wabi z daleka te, które nie
znają legendy. Gdy przychodzi czas góra uwalnia na chwilę klejnot, który stacza
się po zboczu i wpada z impetem w mosiężną czarę wypełnioną krwią. Obmywa się w
niej aby nabrać blasku i głębi koloru. Jednym słowem smoka do którego należy
wszystko co przed i za lesistym horyzontem i którego nie pokonał dotąd żaden
słoń podchodzący pod rzekę aby ugasić pragnienie łzy kobiet tężeją lodowymi
kroplami na szczycie góry.
Zamknij oczy, odwróć głowę, nie podchodź zbyt blisko, schowaj
ręce które chcą dotknąć. Droga do źródła jest bowiem daleka, do ostatniego oddechu spragnionych ust.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz